Tytuł wpisu zaczerpnąłem z popularnej piosenki zespołu Dżem. Kapitalny numer, prawdziwy, a przy tym dający się nagiąć do każdej chwili. O czym poniżej napiszę.
Nim to stanie się, uprzedzam, to o czym będę pisał jest naganne, złe, jest wynikiem mojej słabości, bezsilności. Nie mniej jednak, ma słodki smak, a jak wiadomo, słodyczy nigdy za wiele.
Mogło być zupełnie inaczej, gdybym wczoraj nie wypił o jedno piwo - ha ha ha - za dużo, i nie musiałbym dziś iść do marketu by kupić nową klawiaturę. Poprzednie została zalana piwem. Wstałem rano, i zaczęło się dziać magicznie.
Zobaczyłem przed blokiem w którym mieszkam, auto mojego poprzedniego pracodawcy, który, gdy przyszedł czas rozliczenie pracy, zwolnił mnie. Nic nie mogłem zrobić, pracowałem bez umowy, brałem tylko tygodniowe zaliczki a konto poborów. Które stanowiły tylko część uzgodnionego wynagrodzenia. Mógłby udowadniać, że świadczyłem pracę ale to żmudna droga, kosztowna a efekt niepewny. Pomyślałem wtedy tak, ok kolego, niech ci będzie.
Dziś nadszedł czas zemsty, wymontowałem z nowego mercedesa, wycieraczki, wsadziłem w zamki wykałaczki, wykręciłem wentyle z kół. Wiem, obrzydliwy numer, ale jakże słodki, gdy wracałem z marketu z nową klawiaturą, auto było zabierane spod bloku na lawecie.
Nie pierwsze to takie zdarzenie w moim życiu. Kiedyś tam, jeździłem do punktu handlowego, właściciel zwodził mnie, z zakupem, zawsze coś stawało na drodze, a koszta wizyt handlowych rosły.
Aż któregoś dnia, zaparkowałem samochód przed jednym z marketów. Wsiadam do auta, chcę jechać, a tu nagle buuum. Ktoś mnie stuknął w tył auta. Wychodzę z samochodu, widzę, że stuknięto mnie dokładnie w to miejsce, gdzie już ktoś wcześniej uszkodził samochód. Mogłem machnąć na to ręką, szkoda była niewielka, ale widzę, że sprawcą jest, wspomniany wcześniej, ów zwodzący mnie właściciel punktu handlowego. Szybka decyzja, w postaci pytania, co z tym robimy? i 500 złotych ląduje w mojej kieszeni.
Bóg mnie kocha, choć w niego nie wierzę. ;-)
Aaa, i jeszcze magi ciąg dalszy.
Jestem w markecie, mają 1000 500 100 900 klawiatur, ale żadnej na standardowe wejście, wszystkie są na USB. Nie pasuje mi to wejście, nie mogę wejść do biosu komputera, klawiatura widziana jest przez komputer, dopiero gdy uruchomi się system Windows.
Ok, myślę sobie, jak już kupować klawiaturę która nam nie pasuje to kupić należy najdroższą jaką mają. Nie będzie, wprawdzie, do końca spełniać swoich zadań, ale będzie ładnie wyglądała.
Problem tylko w tym, że mam w kieszeni 20 złotych, a najładniejsza klawiatura to wydatek 200 złotych. Co robię?
Nieopatrzenie, wkładam klawiaturę za 200 złotych do pudełka za 20 złotych, i idę do kasy. Stary, partyzancki numer, ale skuteczny. Przed kasami wybieram tą kasę gdzie obsługuje bardzo wiekowa pani. Nie mylę się, nie zagląda do pudełka, a nawet jakby zaglądnęła, to i tak by nie zauważyła różnicy. Mogłem jeszcze dołożyć myszkę, ale trzeba mieć umiar ;-)
Że co, że mogli mnie zarejestrować na kamerze w markecie, owszem mogli i nawet chyba zarejestrowali, ale przeglądając klawiatury, kilka razy prosiłem panią na stoisku o rozpakowanie kolejnych modeli. Nie jestem z siebie dumny, ale trochę mi ulżyło.